Artykuły, Popularne

„Cześć pamięci męczennika idei!”

2017-01-02

Biogram Józefa Birencwajga, socjalisty, który działał w Bundzie i SDKPiL – głównie na terenie Zgierza i Łodzi. Birencwajg zmarł 2 maja 1904 roku, do szpitala trafił z więzienia i aż do śmierci pilnował go żandarm. Jego pogrzeb stał się pretekstem do demonstracji politycznej.

Notka pochodzi z „Czerwonego Sztandaru”, organu prasowego socjaldemokratów. Została opublikowana po śmierci:

2 maja zmarł w szpitalu Dzieciątka Jezus towarzysz nasz Józef Birencwajg. Przeniesiono go do szpitala dopiero trzy dni przed śmiercią z więzienia, gdzie przesiedział 14 miesięcy. Birencwajg aresztowany został po raz pierwszy będąc jeszcze uczniem zgierskiej szkoły handlowej i przesiedział 8 miesięcy. Z więzienia wypuszczony został wtedy przed wyrokiem na skutek ciężkiej choroby. Jakkolwiek nie przyjmował jeszcze naówczas czynnego udziału w ruchu, pomimo to skazany został za pierwszą swą sprawę na trzy lata Wschodniej Syberii. Żandarmi motywowali ten surowy wyrok tym, że zmarły systematycznie „zbuntował” całą prawie szkołę, że był przykładem nieposłuszeństwa i hardości i że w ogóle widzą w nim typowego rewolucjonistę. I nie omylili się co do tego. Birencwajg skorzystał z pobytu w więzieniu ile mógł, aby przygotować się do poważnej działalności i zaledwie wypuszczono go na wolność, formalnie przystąpił do naszej organizacji, której poświęcił też wszystkie swe siły. Przedtem zaliczał siebie do organizacji Bundu. Czekała go u nas niełatwa praca.

Kto z nim blisko żył, ten widział jak wiele sił i zdrowia, ale też i wiary kładł on w robotę partyjną. Lecz niedługo wypadło mu służyć ukochanej sprawie – bezpośredniej agitacji w kołach robotniczych. Zaledwie upłynęło siedem miesięcy, Birencwajg znowu się znalazł w celi więziennej, tym razem aby się z niej wydostać – na cmentarz. Z zaciętością i nienawiścią nie do uwierzenia nie chcieli zbiry carskie zezwolić na najmniejszą ulgę dla chorego: mścili się na nim za jego niezmordowany duch oporu. Lecz nienawiść żandarmów była skierowana właśnie na to, co wszystkich jego towarzyszy tak pociągało do niego, jego zaś z żywiołową siłą pchało do ruchu. Chorowity już od lat dziecinnych, zmarły posiadał niesłychaną czułość na cudzy ból i cierpienie. Demokrata z charakteru, nienawidził z głębi duszy wszystkich, co w naszych stosunkach społecznych brutalną dłonią obrażają na każdym kroku godność ludzką i w każdej chwili gotów był wystąpić i protestować przeciw samowoli. Sprawę ukochał całą swą istotą i wierzył w nią do końca. Kiedy przyszli do niego, aby go zaaresztować po raz drugi i oficer żandarmerii zapytał go: „No a co teraz będzie?”, z całym spokojem głębokiego przekonania odpowiedział: „Co teraz będzie nie wiem, ale z czasem rewolucja będzie”.

Do liczby ofiar absolutyzmu przyłączyła się nowa ofiara. Baszybuzuki* żandarmskie pastwili się nad swym jeńcem do ostatniej chwili. Przez całe trzy dni, które spędził w szpitalu przed śmiercią, koło jego łóżka siedział, nie odchodząc ani na krok, żandarm, zatruwając umierającemu swym widokiem ostatnie chwile życia. Czyż może być lepszy symbol nienawiści azjatyckiego despotyzmu do bojowników wolności, niż ten tępy, bezmyślny pachołek carski, czekający z uporczywą cierpliwością u łoża konającego socjalisty, aż wróg wyda ostatnie tchnienie, dowierzający tylko mogile, trawiony obawą, dopóki usidlona i umęczona ofiara nie wyda ostatniego już tchnienia. Cześć pamięci męczennika idei!

Źródło: Czerwony sztandar, lipiec 1904, nr 18, s. 11.

Przypis:

  • baszybuzuk – przen. „ktoś zawadiacki, niesforny” (PWN).
Szkielet na cmenatrzu