Artykuły, Popularne

„Młodzi byliśmy, przeważnie robotnicy i chłopi”

2016-07-26

Wspomnienie Piotra Jagodzińskiego z pobytu w więzieniu w warszawskim Arsenale w 1907 roku, przed wywózką na Syberię. Jagodziński działał w Organizacji Bojowej PPS, brał udział w zamachu na generał-gubernatora Skałona, za co spędził 10 lat na katordze. W II RP tworzył milicję partyjną PPS, działał w Robotniczym Towarzystwie Przyjaciół Dzieci; odznaczony Krzyżem Niepodległości z Mieczami. Pod okupacją działał w PPS-WRN, zmarł w Majdanku.

„Arsenał:”

Nie było przymusu chodzenia do kaplicy, ale za dużo było jednostajności i wielkiej nudy, więc każdy chętnie szedł tam po prostu dla urozmaicenia życia. Można było się tam spotkać z towarzyszami i cokolwiek się dowiedzieć, albo wprost zobaczyć nowe twarze.

Otrzymywane wieści nie zawsze były pewne, ale było to coś co dawało pokarm dla mózgu. Był rok 1907 i sądy wojenne produkowały katorżników całą parą. Dostał stryk i jak się powiodło, że zamienili, to z Dziesiątego Pawilonu szło się do Arsenału, aby stamtąd pójść dalej – na Syberię.

Nastrój był dobry. Jeszcze spoza murów słyszeliśmy odgłosy walk i na wyroki bezterminowe lub na 20 lat katorgi patrzyliśmy bez żadnej powagi.

Tam, na wolności byli jeszcze towarzysze, którzy działali. Często słyszeliśmy jak orkiestra wojskowa przechodziła koło więzienia, odprowadzając z soboru na Długiej do miejsca wiecznego spoczynku poległych w walce z rewolucjonistami „za cara i ojczyznę”.

Młodzi byliśmy, przeważnie robotnicy i chłopi.

Polityczni i kryminaliści siedzieli razem w jednych celach i złodzieje, jako odwieczni lokatorzy więzienia, podsycani w dodatku przez administrację więzienia, traktowali nas jako „frajerów”, z którymi można robić, co się tylko komu podoba.

W latach 1905-1906 zrobiliśmy trochę porządku z szumowinami w Warszawie na Woli i Powiślu, więc każdy polityczny, który przybył do Arsenału, z góry był narażony na prześladowanie. Każdemu bojowcowi przypisywano, że zabił jakiegoś kamrata. Toteż wielu naszych towarzyszy, którzy trafili do celi, gdzie kryminaliści byli w większości, zostało w najokropniejszy sposób pobitych. Trzeba było być zdecydowanym na wszystko, aby na to nie pozwolić.

Pewnego świątecznego dnia otwierają się drzwi i pada komenda: „kto do kaplicy – wychodź”. Z brzękiem kajdan i gwarem szliśmy do arsenalskiej kaplicy, opowiadając po drodze nowości. Nabożeństwo odbyło się normalnie, lecz w końcu ksiądz zaczął domawiać modlitwę „za naszego miłościwego monarchę…”. Wtedy nie wytrzymałem i ponieważ przez komisję lekarską miałem zdjęte kajdany z nóg, zacząłem dzwonić kajdanami stojącego obok mnie tow. Badery. Za moim przykładem poszli inni i biedaczysko ksiądz, przerażony schował się za ołtarz, nie kończąc zaczętej modlitwy. Dozorcy stracili głowię, a my z okrzykami: „precz z carem” wyszliśmy na korytarz. Szliśmy bezładnie masą na swój oddział, śpiewając przez drogę „Czerwonego”.

W krótkim czasie po przyjściu na oddział, naczelnik wezwał do kancelarii starostów z cel. Poszliśmy i tam nam zakomunikowano, że za awanturę w kaplicy pozbawia nas widzeń. Rodziny nasze poprzychodziły już na widzenie i stały pod bramą Arsenału. Zaprotestowaliśmy przeciw takiej karze w ten sposób, że cały piąty katorżański oddział, gdzie było przeszło 200 skazańców aż drżał od śpiewu i okrzyków rewolucyjnych.

Już wszystko się uspokoiło, ochrypnięci od krzyku dzielimy się wrażeniami, gdy naraz słyszymy na podwórzu po rosyjsku komendę „baczność” i wkrótce miarowe kroki oddziału żołnierzy na korytarzu. Drzwi od cel Arsenału były podwójne – z zewnątrz korytarza głuche drewniane, a wewnątrz od celi z krat. Pootwierano te zewnętrzne i po cztery lufy karabinów pokazały się w krach celi. Byli to żołnierze wołyńskiego pułku z oficerami na czele. Zapanowała cisza. każdy ścisnął się w oczekiwaniu co będzie dalej.

Przyniesiono obiad. Była akurat grochówka, która miała zwykle najlepsze powodzenie, lecz wobec tych luf karabinowych nikt nie miał apetytu.

Poczynając od pierwszej z brzegu 28 celi rozpoczęło się. Zagrożono zarepetowanymi karabinami, aby nikt nie ruszał się z miejsca. Żołnierze wchodzili kolejno do cel i bili kolbami.

Po ich przejściu w siedmiu celach zmasakrowani, z połamanymi rękami i żebrami, z porozcinanymi głowami – polityczni katorżanie rozpoczęli protest-głodówkę. To był nasz pierwszy chrzest tu, przed wymarszem w dalszą drogę na Syberię.

Źródło: Tydzień Robotnika, 2 II 1936, nr 6, s. 8-9.

Źródło: Tydzień Robotnika, 2 II 1936, nr 6, s. 8-9.